Jak tylko pomyślę o tej małej pierwszej sali operacyjnej, w której wszystko było robione, przypadki septyczne i aseptyczne! Często drżałyśmy, gdy operowano ropne zakażenia, a wtedy były to częste przypadki. Wszystko musiało być wcześniej umyte, inne mydło, różne szczotki, różne miski do mycia. A jak jest dzisiaj? Ale muszę powiedzieć, że mieliśmy dobre wyniki, często lepsze wyleczenia niż te, które widziałam w innym czasie, po wojnie światowej 1914-1918 z innymi lekarzami.
Pamiętam, że w salach chorych i pokojach używaliśmy do oświetlenia otwartych płomieni gazowych, które od spodu były zasłaniane matowym szklanym kloszem. Tylko na sali operacyjnej, która znajdowała się w pierwszym pawilonie dla chorych, były lampy gazowe z koszulką Auera, która kosztowała wówczas 1 florena, a była niezbyt trwała i każdy przeciąg ją zdmuchiwał.
O jednym muszę jeszcze powiedzieć, o braku łazienek. W pawilonie I były tylko dwie łazienki. Jedna na stacji dla kobiet i jedna na stacji dla mężczyzn na parterze, to była chirurgia. Na pierwszym piętrze znajdowały się przypadki internistyczne i tam były dwie pralnie z uchylnymi miednicami do prania, strasznie niepraktycznymi. Wszyscy nowi pacjenci byli umieszczani na parterze, ale kiedy na pierwszym piętrze zalecano komuś kąpiel, wówczas trzeba było wnosić wannę na górę, podobnie jak ciepłą wodę, a po kąpieli wanna musiała zostać opróżniona. Czy ktoś może sobie dzisiaj to wyobrazić? Obie te pralnie stały się później dwiema łazienkami. Staliśmy się bardziej praktyczni, bo to, co niepraktyczne, powoduje dużo więcej pracy.
Przypominam sobie teraz nasze pierwsze święta Bożego Narodzenia, które wywarły na nas wszystkich głębokie wrażenie. Po raz pierwszy bowiem przeżywałyśmy takie święto w szpitalu. Boże Narodzenie! Najpiękniejszy czas, nie tylko dla dzieci, dla wszystkich chrześcijan. Narodzenie Zbawiciela, który przyszedł na ten świat, aby zbawić nas, grzeszników. Chcieliśmy przeżywać to święto, a także przekazać prezenty dzieciom, biednym chorym i podarować trochę uwagi wszystkim, którzy tam byli, ale nie mieliśmy pieniędzy. – Zrobiłyśmy to na wzór superintendenta. Siostra Metzner zdecydowała się – za zgodą naszej pierwszej siostry przełożonej Marthy Fromme – przeprowadzić zbiórkę świąteczną w mieście. Siostra Elise z jej miłym usposobieniem odniosła wielki sukces, zebrała dużo pieniędzy, ale też dostała pewne towary ze sklepów, wszystko nadające się do użytku. Wtedy nastał czas wielkich przygotowań. W dniu 23 grudnia o godzinie 5 po południu odbyło się rozdawanie podarunków świątecznych. Z domu sióstr przeniesiono fisharmonię – najpierw do szpitala, a następnie na każdy oddział. Choinki lśniły swymi światełkami, po pieśni, którą zaśpiewały siostry, superintendent wygłosił mowę bożonarodzeniową do chorych. Wszystko było bardzo podniosłe. Chorzy szlochali ze wzruszenia.
W roku 1894 został otwarty miejski szpital w Bielsku. Bielszczanie – mieszkańcy miasta fabrycznego – zdali sobie sprawę, że szpital jest im bardzo pilnie potrzebny. Cieszyn musiał oddać pewną liczbę swoich sióstr, choć nie było tu żadnego nadmiaru. Na ich czele, jako pierwsza siostra przełożona, stanęła Hermine Ploch.
Drugim zadaniem, jakie postawił przed sobą superintendent zakładając cieszyński szpital, było stworzenie alumnatu [internatu] dla ewangelickich dziewcząt, które przyjeżdżały z zagranicy [spoza Śląska Austriackiego], aby nauczyć się języka niemieckiego. Superintendent poczuł się zmuszony myśleć o wybudowaniu kolejnego domu i tak powstał piękny, wielki budynek (przy placu, który był wówczas zwany placem Rudolfa [obecnie plac Wolności 3]). Doszła do tego jeszcze jedna siostra i jedna nauczycielka, które pomagały dziewczętom w ich zadaniach. Języki – [oprócz niemieckiego] angielski, francuski i lekcje pianina – tego uczyły się dziewczęta w alumnacie. Poza nimi były zajęcia z gospodarstwa domowego, czego chcieli rodzice, by się ich córki nauczyły. Liczba uczennic rosła szybko z roku na rok aż do 80 i nawet więcej. Do alumnatu dołączono również ewangelicki sierociniec dla dziewcząt.
W 1902 roku nowy pawilon chirurgiczny był gotowy do zagospodarowania i otrzymał nazwę Pawilonu Hrabiego Voß-Dölzig. Hrabia Voß przekazał superintendentowi największą darowiznę, aby budynek został nazwany jego imieniem. Dzisiaj nazywa się go pawilonem II. Budynek ten kosztował dużo pieniędzy, te różne drogie aparaty, nowe instrumentarium, miał być aseptyczny, a pawilon I. septyczny. Krótko mówiąc, powstało duże zadłużenie, tak że superintendent nie mógł wszystkiego spłacić. Był w ostatnich latach coraz bardziej schorowany i nie mógł już odbywać swych podróży kwestarskich. Zapotrzebowanie chirurgiczne było bardzo duże. W tym czasie został również wybudowany oddział dyfterytu i szkarlatyny (obecnie pawilon VIII). Budowa pawilonu II. była powodem, dla którego szpital cieszyński musiał przejść pod zarząd krajowy [Śląska Austriackiego] i w ten sposób straciłyśmy też nasz dom macierzysty [jako instytucję] w Cieszynie.
Ówczesną siostrą przełożoną była Ella Meißner. W 1903 roku siedziba domu sióstr została przeniesiona do Bielska, na ulicę Kohlengasse nr 20 [obecnie Władysława Orkana], do budynku parafialnego. Kilka starszych sióstr wówczas odeszło. Otrzymałam wtedy kierownictwo w Cieszynie jako siostra przełożona i pracowałam tam do 1937 roku. Siostra przełożona Ella Meißner starała się, by pobyt na Kohlengasse nr 20 nie był zbyt długi, gdy okazało się, że dom ten jest nieodpowiedni dla sióstr, gdyż było tam ciemno i wilgotno. Stan zdrowia superintendenta się poprawił i wykorzystał to, by odbyć jeszcze jedną podróż, której celem była zbiórka pieniędzy, tym razem jednak w towarzystwie siostry przełożonej. Zebrano pieniądze na budowę nowego domu sióstr. Znalazła się też odpowiednia działka i natychmiast przystąpiono do budowy naszego domu sióstr na przy ulicy Parkstraße 9 [obecnie ul. Listopadowa 31] w Bielsku. Z wielką radością dom ten został oddany do użytku 17 grudnia 1905 roku. Był to wówczas 13 rok naszej działalności pielęgniarskiej.(Rękopis z 1941 roku, Archiwum Ewangelickiego Towarzystwa Diakonii, Berlin-Zehlendorf; przekład: Łukasz Barański)